jakubruc prowadzi tutaj blog rowerowy

jakubruc

Finał ligi, plv-05.etap6

  d a n e    w y j a z d u 46.24 km 0.00 km teren 01:09 h Pr.śr.:40.21 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: 1083 kcal Rower:
Środa, 29 lutego 2012 | dodano: 29.02.2012

rozg.+ etap+ rozjazd
wyniki
generalka oraz pozostałe klasyfikacje
Finał ligi trenażerowców
PLV-05.etap.6- „Królewski etap”

Ostatni, finałowy etap piątej edycji ligi PLV od początku wydawał się najtrudniejszy- 27,4km po górach, wymagających ciągle najwyższych obrotów. Sobotni bieg Urodzinowy Gdyni dał mi się bardzo we znaki. Do wczoraj nie mogłem schodzić ze schodów. Moje mięśnie nie są przystosowane do takiego rodzaju wysiłku, ale ambicja i obecność kolegów z pracy, kazały pobiec jak najszybciej…
Jeszcze wczoraj wieczorem zastanawiałem się, czy w ogóle poprawiać swój przejazd. Jednak szkoda było pracy, którą wykonałem w zeszłym tygodniu oraz przez te dwa miesiące. Mocny przejazd mojego „gregario”, szczególnie na pierwszych 11km etapu, ciągle znajdował się na pierwszym miejscu klasyfikacji, ze wszystkich nadesłanych, jednak doskonale wiedziałem jak Krzychu i Piotr jeżdżą po górach. Nie chciałem robić im przykrości i oddawać tego etapu i całej ligi bez walki.
Na rozgrzewce, źle się czułem. Pod koniec spróbowałem pojechać na swoim kole pierwszy podjazd, ale zostałem… Pomyślałem- będzie ciężko, bardzo ciężko. Moja żona właśnie wróciła ze spaceru z psem, rzuciłem do niej żartobliwie: „zaraz zadam sobie straszny ból”. Jeszcze wtedy nie wiedziałem ile będzie w tym prawdy.
Odpocząłem 15 minut i wystartowałem jadąc, na kole za moim pomocnikiem. Pierwszy podjazd- dobrze, nie męczyłem się za bardzo, drugi do 11km ciągle przyklejony, do koła- zgodnie z planem. Gregario osłabł i musiałem zacząć swoją ITT. Wiedziałem, że muszę wejść na wyższą moc- ok. 400W (tacxowe) i trzymać to jak najdłużej. Najpierw te okropne hopki- góra, dół, góra, dół- moc skakała jak szalona, tętno weszło w zakresy do tej pory zarezerwowane na ostatnie finiszowe kilometry. Na zjeździe założone utrzymanie mocy na wysokim poziomie, co nie jest wcale łatwe- wymaga b. dużej kadencji. Nie odpocząłem, a zaczęła się już prosta. Moc 380W, było ciężko, ale świadomość, że czas jest dobry dodawała sił… Lotna premia i prosta się skończyła- został ostatni finałowy podjazd.
Byłem jednak już tak ujechany, że zaczęły pojawiać się natrętne myśli- odpuść, po co ci to, jesteś zmęczony po biegu itp. Tętno 180, stromy podjazd, świadomość zanikła, stałem się naciskającym i ciągnącym pedały robotem. Ból był nie do zniesienia- nogi, kłucie w brzuchu, boląca głowa, tętno maksymalne- 185, przypomniałem sobie cytat z przeczytanej książki „Wszystko albo nic” Ullricha- „Męcz się, ty świnio!” i uśmiechnąłem się w duchu. Chyba jednak trochę zwolniłem, ale walczyłem do końca. Muzyka w słuchawkach nadawała rytm, ostatni kilometr na cały gaz. Koniec- kręciło mi się w głowie, szumiało w uszach, nogi jak z galarety, prawie zemdlałem…
Godzinę po przejeździe zataczałem się jak pijak, nogi dalej się trzęsły, w głowie szumiało. Poszedłem do sklepu, a ludzie pewnie myśleli, że od rana już piłem… Taka jest liga PLV 
Dzięki Krzychu, bo początkowo byłem do tego nastawiony sceptycznie. To jest dopiero jazda
Mój sezon trenażerowy dzisiaj się skończył. W kolejnej wiosennej edycji już nie wystartuję. Po pierwsze- żona mnie już wywala - nie znosi rozstawionych rowerów, tego hałasu, „zapachu” i kałuż potu w domu. Po drugie- potrzebuję teraz głównie długich jazd, po których człowiek jest zupełnie inaczej wyczerpany. Po trzecie- najważniejsze- jak się zabieram do ścigania, nie potrafię odpuścić. Nie mogę pozwolić sobie teraz na takie ujechania! Mam plan, który chcę konsekwentnie realizować.
Dziękuję wszystkim zawodnikom z PLV za wspólną zimę i mam nadzieję i cieszę się już teraz na walkę w lidze w następnej 8 edycji zaczynającej się w listopadzie.


Kategoria Moje starty- opisy, The best of :)


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!