jakubruc prowadzi tutaj blog rowerowy

jakubruc

Wpisy archiwalne w kategorii

The best of :)

Dystans całkowity:1853.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:50
Średnia prędkość:32.61 km/h
Maksymalna prędkość:80.66 km/h
Suma podjazdów:13672 m
Maks. tętno maksymalne:190 (101 %)
Maks. tętno średnie:162 (86 %)
Suma kalorii:25017 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:97.55 km i 2h 59m
Więcej statystyk

Herbalife Triathlon Susz 2012

  d a n e    w y j a z d u 0.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 7 lipca 2012 | dodano: 08.07.2012

Zgłoszenie się do 1/2 Ironmana w Suszu przyczyniło się, w grudniu zeszłego roku, do rozpoczęcia treningów triathlonowych. Najbardziej obawiałem się o bieg (nigdy nie trenowałem i mam sporą masę), ale testowy start i niezły czas (37.09) w Biegu Urodzinowym Gdyni w lutym spowodował, że uwierzyłem, że mogę być w tym niezły...
W Malborku zadebiutowałem poznając jak wygląda łączenie tych trzech dyscyplin i bogatszy o to "bolesne" doświadczenie zaplanowałem tym razem taktykę. Wiedziałem, że nie mogę wystrzelać się na początku, bo miałem w pamięci skurcze i kolkę z biegu w Malborku. Postanowiłem na starcie trzymać się z daleka od "kotła". Tradycyjnie zniosło mnie mocno w lewo. Zrezygnowałem z płynięcia w nogach, ale miałem komfort i nikt mnie nie łapał, nie kopał itd. Niestety niedługo po starcie pianka zaczęła mnie ugniatać w kroku. Poczułem się okropnie i musiałem coś z tym zrobić... Wiedziałem, że nie idzie mi dobrze, ale jak tylko skupiłem się na technice od razu wymijałem innych zawodników, a jak rozglądałem i zapominałem o stylu- traciłem pozycje. W rezultacie mój czas okazał się słabiutki. Paweł Czajkowski (mój kolega/rywal z pracy) wyszedł dużo przede mną, a byłem pewny, że będzie odwrotnie...
Przyszedł czas na rower i wyprzedzanie:) Tym razem pamiętałem o tym, że muszę być cierpliwy i powstrzymywałem się od szaleństw. Miałem pulsometr i jechałem tylko do wyznaczonego przez siebie zakresu. Było gorąco, trochę wiało, a trasa nie była wcale taka łatwa technicznie... Pawła dogoniłem dopiero na 3 pętli, brakowało mu już płynów, więc podzieliłem się z nim moją resztką. Jak tylko się napił znowu wystrzelił do przodu. Tu znowu musiałem się pohamować i zrezygnowałem ze ścigania się z nim. Ostatnie 10km przejechałem 10- 20m za nim utrzymując jego tempo. Po rowerze awansowałem ze 103 pozycji na 19, uzyskując ogólnie 14 czas, ale gdybym miał swoją normalną kolarską formę...
Na trasie była jeszcze jedna atrakcja- nagroda dla zawodnika, który najszybciej przejedzie wyznaczony 300m odcinek. W takich sprawdzianach jestem dobry, ale odpuściłem to sobie, bo bałem się konsekwencji sprintu- skurczów. Teraz patrząc na wyniki trochę szkoda, bo zabrakło 1,2s;)
Tym razem to ja wyprzedziłem Pawła w boksie i wybiegłem na trasę biegu tuż przed Ewą Bugdoł (wygrała wśród kobiet). Na pierwszym km stali koledzy ze Sport Evo i Szymon krzyknął, że chyba za mocno biegnę. Czułem się świetnie, więc jak miałem biec? Niestety miał rację- na 2 km nagle złapały mnie potężne skurcze uniemożliwiające bieg, a nawet chodzenie. Taktyka zawiodła. Minęła mnie Ewa pytając co się stało, zaraz potem Miazga, który podpowiedział mi co mam robić, bo myślałem, że to już koniec... Spróbowałem rozciągnąć czwórkę, ale wtedy chwyciła dwójka. Byłem rozczarowany. Przypomniałem sobie archaiczny sposób z agrafką. Odpiąłem jedną od paska i mocno wkułem w dwa miejsca w prawej nodze- polała się krew :) Puściło!!!
Powolutku, truchcikiem powróciłem do zawodów. Postanowiłem je ukończyć za wszelką cenę, ale rywalizacja nie była już mi w głowie. Po nawrocie zobaczyłem przed sobą Pawła. Głowa mu dziwnie latała, zataczał się. Jak go minąłem wiedziałem już, że z nim wygram ponownie (w Malborku o 2s.). Biegłem powoli, pozwalając się innym wyprzedzać, marząc, żeby skurcze nie wróciły... Ciągle brakowało mi wody, upał był potworny, a nie pomyślałem o czapce i rozbolała mnie głowa. Mokre buty otarły mi bose stopy. Otarte też miałem pachwiny oraz szyję od pianki (to mnie cholernie piekło). Ok. 2km przed metą wyprzedził mnie zawodnik z nr 21. Ponieważ było już blisko do mety postanowiłem pobiec za nim. Poczułem, że mogę biec chyba 2 razy szybciej niż do tej pory. Wyprzedziłem go i popędziłem do mety. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej, nawet treningowo, nie przebiegłem 20km:)
Na trasie było mnóstwo życzliwych ludzi: (np. pan polewający zawodników lodowatą wodą z węża), wolontariusze (robili dobrą robotę, mimo, że znalazło się kilku krzykaczy, którzy zapomnieli, że oni pomagają nam za darmo), zawodnicy (którzy wspierają się rywalizując ze sobą, uśmiechają się do siebie- chyba to jedyny taki sport!) oraz świetni kibice, oklaskujący, dopingujący wszystkich.
Zająłem 37 miejsce na 554 zawodników, którzy wystartowali. Niby nieźle, ale dużo poniżej moich oczekiwań i możliwości.
Triathlon spodobał mi się- różnorodność treningu, atmosfera, wzajemny szacunek i życzliwość na zawodach, a także jego nieprzewidywalność.
wyniki


Kategoria Moje starty- opisy, The best of :)

Finał ligi, plv-05.etap6

  d a n e    w y j a z d u 46.24 km 0.00 km teren 01:09 h Pr.śr.:40.21 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: 1083 kcal Rower:
Środa, 29 lutego 2012 | dodano: 29.02.2012

rozg.+ etap+ rozjazd
wyniki
generalka oraz pozostałe klasyfikacje
Finał ligi trenażerowców
PLV-05.etap.6- „Królewski etap”

Ostatni, finałowy etap piątej edycji ligi PLV od początku wydawał się najtrudniejszy- 27,4km po górach, wymagających ciągle najwyższych obrotów. Sobotni bieg Urodzinowy Gdyni dał mi się bardzo we znaki. Do wczoraj nie mogłem schodzić ze schodów. Moje mięśnie nie są przystosowane do takiego rodzaju wysiłku, ale ambicja i obecność kolegów z pracy, kazały pobiec jak najszybciej…
Jeszcze wczoraj wieczorem zastanawiałem się, czy w ogóle poprawiać swój przejazd. Jednak szkoda było pracy, którą wykonałem w zeszłym tygodniu oraz przez te dwa miesiące. Mocny przejazd mojego „gregario”, szczególnie na pierwszych 11km etapu, ciągle znajdował się na pierwszym miejscu klasyfikacji, ze wszystkich nadesłanych, jednak doskonale wiedziałem jak Krzychu i Piotr jeżdżą po górach. Nie chciałem robić im przykrości i oddawać tego etapu i całej ligi bez walki.
Na rozgrzewce, źle się czułem. Pod koniec spróbowałem pojechać na swoim kole pierwszy podjazd, ale zostałem… Pomyślałem- będzie ciężko, bardzo ciężko. Moja żona właśnie wróciła ze spaceru z psem, rzuciłem do niej żartobliwie: „zaraz zadam sobie straszny ból”. Jeszcze wtedy nie wiedziałem ile będzie w tym prawdy.
Odpocząłem 15 minut i wystartowałem jadąc, na kole za moim pomocnikiem. Pierwszy podjazd- dobrze, nie męczyłem się za bardzo, drugi do 11km ciągle przyklejony, do koła- zgodnie z planem. Gregario osłabł i musiałem zacząć swoją ITT. Wiedziałem, że muszę wejść na wyższą moc- ok. 400W (tacxowe) i trzymać to jak najdłużej. Najpierw te okropne hopki- góra, dół, góra, dół- moc skakała jak szalona, tętno weszło w zakresy do tej pory zarezerwowane na ostatnie finiszowe kilometry. Na zjeździe założone utrzymanie mocy na wysokim poziomie, co nie jest wcale łatwe- wymaga b. dużej kadencji. Nie odpocząłem, a zaczęła się już prosta. Moc 380W, było ciężko, ale świadomość, że czas jest dobry dodawała sił… Lotna premia i prosta się skończyła- został ostatni finałowy podjazd.
Byłem jednak już tak ujechany, że zaczęły pojawiać się natrętne myśli- odpuść, po co ci to, jesteś zmęczony po biegu itp. Tętno 180, stromy podjazd, świadomość zanikła, stałem się naciskającym i ciągnącym pedały robotem. Ból był nie do zniesienia- nogi, kłucie w brzuchu, boląca głowa, tętno maksymalne- 185, przypomniałem sobie cytat z przeczytanej książki „Wszystko albo nic” Ullricha- „Męcz się, ty świnio!” i uśmiechnąłem się w duchu. Chyba jednak trochę zwolniłem, ale walczyłem do końca. Muzyka w słuchawkach nadawała rytm, ostatni kilometr na cały gaz. Koniec- kręciło mi się w głowie, szumiało w uszach, nogi jak z galarety, prawie zemdlałem…
Godzinę po przejeździe zataczałem się jak pijak, nogi dalej się trzęsły, w głowie szumiało. Poszedłem do sklepu, a ludzie pewnie myśleli, że od rana już piłem… Taka jest liga PLV 
Dzięki Krzychu, bo początkowo byłem do tego nastawiony sceptycznie. To jest dopiero jazda
Mój sezon trenażerowy dzisiaj się skończył. W kolejnej wiosennej edycji już nie wystartuję. Po pierwsze- żona mnie już wywala - nie znosi rozstawionych rowerów, tego hałasu, „zapachu” i kałuż potu w domu. Po drugie- potrzebuję teraz głównie długich jazd, po których człowiek jest zupełnie inaczej wyczerpany. Po trzecie- najważniejsze- jak się zabieram do ścigania, nie potrafię odpuścić. Nie mogę pozwolić sobie teraz na takie ujechania! Mam plan, który chcę konsekwentnie realizować.
Dziękuję wszystkim zawodnikom z PLV za wspólną zimę i mam nadzieję i cieszę się już teraz na walkę w lidze w następnej 8 edycji zaczynającej się w listopadzie.


Kategoria Moje starty- opisy, The best of :)

s2

  d a n e    w y j a z d u 70.00 km 0.00 km teren 02:01 h Pr.śr.:34.71 km/h Pr.max:58.78 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:572 m Kalorie: 1350 kcal Rower:
Środa, 19 października 2011 | dodano: 19.10.2011

Pl
Borcz


Kategoria The best of :)

WYPADEK!!!

  d a n e    w y j a z d u 98.85 km 0.00 km teren 02:52 h Pr.śr.:34.48 km/h Pr.max:59.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:813 m Kalorie: 1647 kcal Rower:Planet X Stealth Pro Carbon
Piątek, 2 września 2011 | dodano: 02.09.2011

Sopot- Szymbark- Sopot

Wiedziałem, że to mnie kiedyś spotka...
Tak fajnie się dzisiaj jechało...
Zostało mi do domu mniej niż 2 km i niestety uderzył mnie samochód, którego kierowca skręcał w lewo (zupełnie nie zwracając uwagi, że ktoś jedzie na przeciwko)- dobrze, że żyję.
Do szpitala zabrała mnie karetka- szycie łuku brwiowego, opatrzenie otarć, RTG kolana i TK głowy.
Straty- złamane tylne koło, resztę dopiero obadam...


Kategoria The best of :)

Castorama

  d a n e    w y j a z d u 88.16 km 0.00 km teren 02:26 h Pr.śr.:36.23 km/h Pr.max:60.36 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:707 m Kalorie: 1670 kcal Rower:Planet X Stealth Pro Carbon
Niedziela, 14 sierpnia 2011 | dodano: 14.08.2011

Dzisiaj miałem lekkie kłopoty ze skurczami zmęczonych wczoraj nóg. Mimo to już przy lotnisku podzieliłem grupę. Ogólnie było b. fajnie- skład czołówki kilka razy się zmienił, ale ja byłem zawsze z przodu. Założyłem sobie 3 mocne zmiany ( lotnisko, pierwsza górka za Miszewem i Donimierz) i wszystko poszło tak jak chciałem :) Do końca dojechaliśmy w 5 w dobrym tempie.


Kategoria The best of :)

Alpy Chur- dzień 7

  d a n e    w y j a z d u 61.17 km 0.00 km teren 02:45 h Pr.śr.:22.24 km/h Pr.max:70.75 km/h Temperatura: HR max:168 ( 88%) HR avg: (%) Podjazdy:1629 m Kalorie: 1448 kcal Rower:
Czwartek, 11 sierpnia 2011 | dodano: 12.08.2011

Chur- Valbella- Tiefecastel- Chur
Dzisiaj trasa spokojniejsza i mniej widowiskowa.
W końcu poczułem moc na podjazdach- wjechałem z Danielem, ale trzeba wracać do domu...
Podsumowanie: Mało brakowało, żebym wcale nie pojechał na ten wyjazd. Walka z chorobą, walka z czasem- udało się. Jestem wdzięczny doktorowi Tomaszowi, że zdecydował się przeprowadzić zabieg i zrobił to profesjonalnie:) Trochę formy przez tą przerwę brakowało, ale na końcu doszedłem do siebie...
Podziękowania dla Daniela Marszałka- świetne, znakomicie zorganizowane, sportowe wakacje:)


Kategoria The best of :)

Alpy Chiavenna- dzień 6

  d a n e    w y j a z d u 111.90 km 0.00 km teren 05:06 h Pr.śr.:21.94 km/h Pr.max:80.66 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2084 m Kalorie: 2102 kcal Rower:
Środa, 10 sierpnia 2011 | dodano: 10.08.2011

Chiavenna- Malojapass- Julierpass- St. Moritz- Chiavenna
Wyruszyliśmy z Dawidem wcześniej ponieważ chcieliśmy pokonać 2 podjazdy (ostatecznie tylko ja pojechałem dalej). Pod koniec, przed Maloją, niesamowite serpentyny. Dalej na trasie na Julierpass zabrałem się na koło Szwajcarowi, który docenił mnie na szczycie:))) St. Moritz- miasto hoteli i drożyzny, ale pięknie położone:)

Malojapass

Julierpass

Okolice St. Moritz


Kategoria The best of :)

Alpy Gaffia- dzień 3

  d a n e    w y j a z d u 105.10 km 0.00 km teren 04:25 h Pr.śr.:23.80 km/h Pr.max:73.60 km/h Temperatura: HR max:179 ( 94%) HR avg: (%) Podjazdy:2716 m Kalorie: 2286 kcal Rower:
Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano: 07.08.2011

Lago di Morasco (Cascata del Toce)
Pięknie! Blisko szczytu ogromny wodospad- Cascata del Toce, a u góry tama. Pojechałem mocno- 2 msc:)


Macugnaga- Pecetto
Siedzieliśmy na parkingu w samochodzie ok. godziny, czekając aż przestanie padać. Nie zwątpiłem ani na chwilę, że to podjedziemy. Zaczęło się od razu stromo, gdzie odjechałem kolegom. Później Daniel mnie dogonił i wspólnie w mocnym tempie pokonaliśmy kilkanaście km. Na końcu b. osłabłem i na kilku km. przegrałem 6 min. Za mną przyjechał Dawid, potem Danon- a Dario- tym razem samochodem.
Pecetto to baza wypadowa na Monte Rosa- drugi szczyt Alp. Ten podjazd kosztował mnie wiele, co miało okazać się w dniu następnym.


Kategoria The best of :)

Kaszuby PN- s1, solo

  d a n e    w y j a z d u 181.12 km 0.00 km teren 05:45 h Pr.śr.:31.50 km/h Pr.max:60.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1400 m Kalorie: 3000 kcal Rower:Planet X Stealth Pro Carbon
Sobota, 25 czerwca 2011 | dodano: 25.06.2011

Na początku 2 razy złapała mnie ulewa. Za Strzepczem prawie do Żelazna fatalna droga (dziury, łaty, kocie łby...), potem już fantastycznie:)


Kategoria The best of :)

Tour de Kaszëbë

  d a n e    w y j a z d u 171.51 km 0.00 km teren 04:57 h Pr.śr.:34.65 km/h Pr.max:68.10 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1513 m Kalorie: 3374 kcal Rower:Planet X Stealth Pro Carbon
Sobota, 11 czerwca 2011 | dodano: 11.06.2011

Sopot- Chwaszczyno- Miszewo- Chwaszczyno- Osowa- Lniska- Przyjaźń- Kolbudy- Marszewska Góra- Roztoka- Egiertowo- Somonino- Kartuzy- Prokowo- Pomieczyńska Huta- Hopy- Łebno- Szemud- Nw. Dwór Wejh- Koleczkowo- Wiczlino- Sopot
Ostatnio nie trzymałem diety i kilka kg przybyło:( Po treningu ubyło 2,4kg:)
Na zbiórkę na rondo zjawiło się nas 6- sami wymiatacze:)
Od początku nie traciliśmy czasu na zbędne ceregiele i zabraliśmy się do roboty...
Cała trasa przejechana mocno, czasami było bardzo ciężko. Przeszkadzał nam troszkę nieprzyjemny wiatr. Podjazd za Kolbudami ekspresowo, z resztą wszystkie podjazdy takie były.
Daniel Marszałek złapał już super formę. Toivlas- jak się spodzewałem- rasowy góral:) Jestem pełen podziwu dla Danona- w tym roku ciągle mnie zaskakuje:)))
T: Daniel M., Danon, Toivlas, Mitch, Andy


Kategoria The best of :)