jakubruc prowadzi tutaj blog rowerowy

jakubruc

Herbalife Triathlon Susz 2012

  d a n e    w y j a z d u 0.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 7 lipca 2012 | dodano: 08.07.2012

Zgłoszenie się do 1/2 Ironmana w Suszu przyczyniło się, w grudniu zeszłego roku, do rozpoczęcia treningów triathlonowych. Najbardziej obawiałem się o bieg (nigdy nie trenowałem i mam sporą masę), ale testowy start i niezły czas (37.09) w Biegu Urodzinowym Gdyni w lutym spowodował, że uwierzyłem, że mogę być w tym niezły...
W Malborku zadebiutowałem poznając jak wygląda łączenie tych trzech dyscyplin i bogatszy o to "bolesne" doświadczenie zaplanowałem tym razem taktykę. Wiedziałem, że nie mogę wystrzelać się na początku, bo miałem w pamięci skurcze i kolkę z biegu w Malborku. Postanowiłem na starcie trzymać się z daleka od "kotła". Tradycyjnie zniosło mnie mocno w lewo. Zrezygnowałem z płynięcia w nogach, ale miałem komfort i nikt mnie nie łapał, nie kopał itd. Niestety niedługo po starcie pianka zaczęła mnie ugniatać w kroku. Poczułem się okropnie i musiałem coś z tym zrobić... Wiedziałem, że nie idzie mi dobrze, ale jak tylko skupiłem się na technice od razu wymijałem innych zawodników, a jak rozglądałem i zapominałem o stylu- traciłem pozycje. W rezultacie mój czas okazał się słabiutki. Paweł Czajkowski (mój kolega/rywal z pracy) wyszedł dużo przede mną, a byłem pewny, że będzie odwrotnie...
Przyszedł czas na rower i wyprzedzanie:) Tym razem pamiętałem o tym, że muszę być cierpliwy i powstrzymywałem się od szaleństw. Miałem pulsometr i jechałem tylko do wyznaczonego przez siebie zakresu. Było gorąco, trochę wiało, a trasa nie była wcale taka łatwa technicznie... Pawła dogoniłem dopiero na 3 pętli, brakowało mu już płynów, więc podzieliłem się z nim moją resztką. Jak tylko się napił znowu wystrzelił do przodu. Tu znowu musiałem się pohamować i zrezygnowałem ze ścigania się z nim. Ostatnie 10km przejechałem 10- 20m za nim utrzymując jego tempo. Po rowerze awansowałem ze 103 pozycji na 19, uzyskując ogólnie 14 czas, ale gdybym miał swoją normalną kolarską formę...
Na trasie była jeszcze jedna atrakcja- nagroda dla zawodnika, który najszybciej przejedzie wyznaczony 300m odcinek. W takich sprawdzianach jestem dobry, ale odpuściłem to sobie, bo bałem się konsekwencji sprintu- skurczów. Teraz patrząc na wyniki trochę szkoda, bo zabrakło 1,2s;)
Tym razem to ja wyprzedziłem Pawła w boksie i wybiegłem na trasę biegu tuż przed Ewą Bugdoł (wygrała wśród kobiet). Na pierwszym km stali koledzy ze Sport Evo i Szymon krzyknął, że chyba za mocno biegnę. Czułem się świetnie, więc jak miałem biec? Niestety miał rację- na 2 km nagle złapały mnie potężne skurcze uniemożliwiające bieg, a nawet chodzenie. Taktyka zawiodła. Minęła mnie Ewa pytając co się stało, zaraz potem Miazga, który podpowiedział mi co mam robić, bo myślałem, że to już koniec... Spróbowałem rozciągnąć czwórkę, ale wtedy chwyciła dwójka. Byłem rozczarowany. Przypomniałem sobie archaiczny sposób z agrafką. Odpiąłem jedną od paska i mocno wkułem w dwa miejsca w prawej nodze- polała się krew :) Puściło!!!
Powolutku, truchcikiem powróciłem do zawodów. Postanowiłem je ukończyć za wszelką cenę, ale rywalizacja nie była już mi w głowie. Po nawrocie zobaczyłem przed sobą Pawła. Głowa mu dziwnie latała, zataczał się. Jak go minąłem wiedziałem już, że z nim wygram ponownie (w Malborku o 2s.). Biegłem powoli, pozwalając się innym wyprzedzać, marząc, żeby skurcze nie wróciły... Ciągle brakowało mi wody, upał był potworny, a nie pomyślałem o czapce i rozbolała mnie głowa. Mokre buty otarły mi bose stopy. Otarte też miałem pachwiny oraz szyję od pianki (to mnie cholernie piekło). Ok. 2km przed metą wyprzedził mnie zawodnik z nr 21. Ponieważ było już blisko do mety postanowiłem pobiec za nim. Poczułem, że mogę biec chyba 2 razy szybciej niż do tej pory. Wyprzedziłem go i popędziłem do mety. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej, nawet treningowo, nie przebiegłem 20km:)
Na trasie było mnóstwo życzliwych ludzi: (np. pan polewający zawodników lodowatą wodą z węża), wolontariusze (robili dobrą robotę, mimo, że znalazło się kilku krzykaczy, którzy zapomnieli, że oni pomagają nam za darmo), zawodnicy (którzy wspierają się rywalizując ze sobą, uśmiechają się do siebie- chyba to jedyny taki sport!) oraz świetni kibice, oklaskujący, dopingujący wszystkich.
Zająłem 37 miejsce na 554 zawodników, którzy wystartowali. Niby nieźle, ale dużo poniżej moich oczekiwań i możliwości.
Triathlon spodobał mi się- różnorodność treningu, atmosfera, wzajemny szacunek i życzliwość na zawodach, a także jego nieprzewidywalność.
wyniki


Kategoria Moje starty- opisy, The best of :)


komentarze
wober
| 17:27 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj Podziw za ukończenie, widać znalazłeś dyscyplinę która daje co ostro po dupie i cieszy :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!